Mój przepis na sukces, na zadowolenie, na nieustanny zapał do życia i działania zaczyna się (…i nigdy nie kończy) w jednym miejscu – na sali treningowej. Aktywność fizyczna, na którą czas mam tylko po pracy, późną nocą, pozwala mi zachować niczym niezmącony stan umysły. Tu czyszczą się moje frustracje, rozpuszczają niezadowolenia, tu myślę sobie, co tam rozczarowania, poćwiczę sobie.
Nie są to oczywiste zapędy fryzjera. Dużo łatwiej jest zapuścić się do baru, niż rozpalić gorączkę działania. Ten artykuł nie jest jednak o mnie i moich zapałach. To artykuł o moim personalnym trenerze, który podgrzewa mnie w chwilach kryzysu, wspiera w rozwoju, inspiruje w codziennym wysiłku.

Darek Trener – to pasjonata aktywności, z zainteresowania bokser, kulturysta, maratończyk. Mierząc jego osiągnięcia z perspektywy takiego maluczkiego fitnessowca jak ja, Darek jawi się jako bożyszcze biegaczy. Był pierwszy w biegu Iron Run Krynica. Co to znaczy? To znaczy, że jego łydki mogły by zagrać główną rolę w „Troi” oraz w filmie „300tu” i tylko dla efektu lekko zostałyby zroszone potem. W moim mniemaniu taki człowiek jak on, może WSZYSTKO, ponieważ wierzy, że w przypadku rozwoju własnego wszystko jest możliwe. To jest klu całej życiowej rozkminy, znaleźć tą iskrę w sobie i doprowadzić do żaru.

Darek sportem wypełnia swoją codzienność. Trenuje dla realizowania się, dla energii, z której – jak mówi – czerpie moc fizyczną, ale na wyższym poziomie, jakby wszedł już na kolejny etap przeżywania fizycznych możliwości ciała. Na pytanie o motywacje, o cel, odpowiada, że najpierw była potrzeba rozładowania młodzieńczej żywiołowości, cele pojawiły się później. Piłka, sztuki walki, siłownia – to była odskocznia od codzienności. Ta aktywność ewoluowała w poczucie spójności, integralności ciała wobec możliwości. To chyba kolejny etap doznań człowieka parającego się fizyczną aktywnością. Tą moc, która pchała go do działania, czerpie teraz z działania właśnie.

Tak jak trener Darka, Andrzej Firsta, dostrzegł w nim to, czego sam sobie odmawiał – dar mobilizowania innych, tak Darek dostrzega w podopiecznych to, czego my dostrzec nie chcemy – to, że potrafimy i możemy więcej niż sądzimy.

Wiemy, że perpetuum mobile nie jest możliwe, a jednak podejrzewamy jej potencjalność w sytuacji, gdy ustawiając sobie reżim aktywności, ta aktywność daje nam moc, by ten reżim utrzymać, by generować siłę do osiągania wyznaczonych celów. W obliczy różnych form działania i wyrażania się, Darek zweryfikował, iż to sport daje mu najwięcej radości i na sport postawił wszystko. To właśnie doceniam w nim – bezkompromisowość w byciu sobą, w byciu szczęśliwym. Fascynują mnie ludzie, którzy stawiają na siebie, a którzy wykorzystują życie w sposób słuszny, nie mylić z oczywistym, przejawiającym się schematem szkoła- praca – garniak – kariera, obliczona na doznania finansowo-socialne. Ten człowiek eksploatuje się w sposób użyteczny. Motywacją jego nie są wymierne profity, ale uśmiech. Mój uśmiech, uśmiech podopiecznych, z którymi trenuje.

Filozofia jest prosta. Darek pomaga mi przesunąć moje granice, powiększa potencjał, napędza mnie, ja szaleje z radości, a on jest szczęśliwy, ja jestem szczęśliwy, znów on – to nie kończący się łańcuch szczęśliwości plus progres, który dzięki niemu utrzymuje.


Do udziały w Iron Run’ie pchnął go – jak mówi – przypadek. Coś na zasadzie „kolega koleżanki kolegi” powiedział, że jest wyzwanie i …Darek je podjął. Oczywiście wszyscy czeszący się u mnie w salonie wiedzą, że z przypadku to można pomylić lakier do włosów, a nie wygrać tak zacne zawody, niemniej doceniamy skromny sposób opowiadania o swojej karierze. Same statystyki Darka już tak skromne nie są. Nie to jednak tak entuzjastycznie nastawia mnie do tego człowieka. Umówmy się – moje życiowe dystanse odmierzam przyciętymi kocówkami włosa, cieniowanymi pasmami, żyjąc podług takiej miary, trudno mi pojąć moc kilometrów i przewyższeń pokonywanych przez mojego trenera. Ujmuje mnie jego zapał, gorączka działania, jego siła sprawcza, która wabi mnie na sale treningową po całym dniu rzemieślniczej pracy. Zachęta jego mentora, pchnęła go do roli trenera i ziściła się w pasji trenowania innych. Nie wyobrażam sobie właściwszego dopasowania predyspozycji do piastowanego stanowiska. A może to przeznaczenie, które zapisało się pod nazwiskiem Darka. Darek Trener – brzmi jak żart w metryce, a okazało się zobowiązaniem, z którego Darek wywiązał się najlepiej.

Pozostańcie zainspirowani !

Wasz Tomasz Marut