Ja i Jacek Rybacki to iloczyn ekspresji i talentu. Rybacki jest postacią, która uosabia wszystkie cechy jakich oczekiwałbym od fryzjera-stylisty, artysty. Pełen twórczej inwencji wspartej doświadczeniem i fachowym podejściem, lubi inspirować się nie tylko tym co piękne, ale także nieprzeciętne i niekonwencjonalne (…dlatego pojawiłem się w jego towarzystwie). Jesteśmy partnerami na fryzjerskiej scenie oraz przyjaciółmi w życiu prywatnym. Reprezentujemy różne temperamenty. Mnie określa niepewność, wahanie, ściszenie i drżący ton głosu. On to godność, ambicja. Codziennym wysiłkiem objawia swoją życiową filozofię, głosi ją jasno i klarownie, bez tego bełkotu „ja, mi, moje, dla siebie”.

W życiu staram się działać tak, jakbym podnosił odpowiedzialność przed nieznanym trybunałem, a jednak on robi to jakoś pełniej, swobodniej. Poczytuje naszą znajomość jako wartość naddaną, która jest efektem bycia fryzjerem. Łączy nas pasja pracy, ubogaca odmienność spostrzeżeń oraz ekspresji. Jego świat fantazji skonstruowany jest z komnat bogato zdobionych, pełnych wyrafinowanych ekspozycji. Gwiazdorzymy czasem w tym teatrze życia. Przy czym on jest jak Audrey Hepburn, która zwykłą wstążką przewiązaną w pasie ustanawia nowy trendy na lata. Ja jestem jak M.M. ekscytującą się podwiewaną sukienką – celebruje codzienne „Marilyn Moments”. Cieszę się tym aliansem bardzo i satysfakcjonuje mnie ta dyspozycja. Dzięki niej nasze artystyczne życie jest jak dzieło – on nadaje mu elegancką formę, ja rabelaisowską fantazję.

Wasz Tomasz Marut