W obliczu zdarzeń wielkich, ujawniających sumę wysiłków, efekt zaangażowania oraz potencjał artystyczny człowieka staję się wrażliwy jak matka obserwująca postępy swoich pociech. Funkcja jurora konkursu L’Oréal Color Trophy obnażyła mnie totalnie.
Pojechałem na konkurs zdając sobie sprawę, iż czeka mnie zadanie, w którym liczy się przede wszystkim obiektywizm, rzeczowa ocena, umiejętność przenikania istoty prezentowanych prac oraz docenienia nie tylko ostatecznego efektu, ale także talentu jaki za nim stoi. Byłem racjonalny, rzeczowy, skupiony i oddany sprawie. Oceniając prace uczestników konkursu robiłem notatki, rozpisywałem tabelki, zbierałem dane statystyczne, prowadziłem dzienniki, stroiłem poważne miny – słowem, robiłem wszystko to co należy do atrybutów osób skrupulatnych i rozsądnych, z przejęciem wykonujących swoje obowiązki. Nie zauważałem jednak jak gromadzą się we mnie emocje. Emocje związane z estetyzmem prezentowanych stylizacji, z zauroczeniem warsztatem pracy, z oczarowaniem zdolnościami uczestników konkursu. Napięcie wynikające z tempa działań, z poczucia obowiązku, z ferowania słusznym słowem zarówno wobec osób zaangażowanych w konkurs jak i dziennikarzy, sięgnęło zenitu, gdy cały zespół działań przyszło przedstawić na scenie. Sławy i niesławy, sławne przez to jeszcze bardziej, gwiazdy i celebryci, artyści i osoby za nie uchodzące, w jednym momencie stanęły w mojej przestrzeni. (Byli tam wszyscy, nie mam pewności, czy nie uścisnąłem dłoni samej angielskiej królowej). Ponad tym blichtrem trzeba było przemykać niesłychanie sprawnie do tego, co najważniejsze: do finalnych działań wyłonionych talentów, do sprzyjania ich zapałom, do kibicowania ich pracy.
L’Oréal Color Trophy to prestiżowy konkurs, nie poprzez rozgłos medialny, ale dzięki faktycznej weryfikacji najlepszych prezentacji. Wygranymi są wszyscy finaliści. Anna Stach, Rafał Grabiec, Maciej Kubuj, Agnieszka Brzeźniak, Przemek Mendakiewicz, Sandra Kaleta, Sławomir Suder oraz oficjalna zwyciężczyni Edyta Szymańska. Oddaje im hołd. Ambicja, profesjonalizm, zdolność współpracy, odnalezienia się w różnych okolicznościach, nie zawsze sprzyjających twórczej wenie. Oni panowali nad wszystkim. Wzywam i Was do oddania hołdu fryzjerom minutą zadumy. To artyści nieustający w wysiłkach, to perfekcjoniści, to herosi pracy. Fyzjerzy organizują społeczeństwo. Nie odgórnie jak rządzący, lecz oddolnie jak te mrówki, które są wstanie udźwignąć ciężar cięższy od siebie, nie tracąc przy tym czasu na chełpienie się tym. W czasie konkursu cały ten fryzjerski los objawił mi się w swej pełnej rozciągłości. I wzruszyłem się. Wzruszyłem się, jak podczas śpiewu chóru niewolników z Nabucco. Miałem przemyślenia o sensie i powołaniu ludzkim. Już nie mówiłem o blasku refleksów mieniących się we włosach, ale o …emocjach, które we mnie wywołało całe to przedsięwzięcie. Jako fryzjer, juror, szkoleniowiec, stylista, czuję się beneficjantem tego konkursu. Po raz kolejny doceniłem zawód, w którym działam, doceniłem kunszt twórczości moich towarzyszy po fachu, doceniłem co znaczy ludzki talent. Może to moja dojrzałość, a może zwyczajnie starzeję się…
Wasz Tomasz Marut
Piękne słowa Tomku i jakże prawdziwe… mistrzem fryzjerstwa nie jestem, ale jak wiesz, podziwiam kunszt i zaangażowanie oraz serce oddane w to co się robi. Życzę Tobie ciągłych inspiracji a innym przynajmniej czerpania wiedzy z tego, co w Twojej głowie siedzi 🙂