Spotkali się przypadkiem w tym samym miejscu, w którym zazwyczaj na siebie wpadają – rozsądny mężczyzna, z konkretną kobietą.  Zdarzyło im się to po raz trzeci w ciągu trzech dni, szósty w ciągu sześciu, siódmy w skali tygodnia – a jednak wciąż napawają się niezwykłością akcydentalności i niesamowitością ich życia.
Wyznał, że jest głody, a ona temu nie zaprzeczyła. Doceniając swoje wysublimowane gusta weszli do pierwszej napotkanej restauracji. Z determinacją ludzi niezdecydowanych, zamówili to, co kelner im polecił.

Nad  sokiem z marchwi i świeżo otwartą colą, odkrywali smak życia. On klepał się po brzuchu, ona swój wciągała. Patrzył na nią jak na przesłonę, która  zasłania widok kelnerek. Ona była zapatrzona w siebie. Jedząc ciepłą zupę z dużą krewetką, czuli, że przyłapali życie na gorącym uczynku. Domówili kolejne dania i byli szczęśliwi. Delektowali się kelnerem usłużnym i skwapliwym. Potakiwali głową kiedy przeprawiał ich strawę świeżo zmielonym pieprzem, dziękowali za trafne wskazania. Gdy przeżuli ostanie listki roszponki i wypolerowali  talerz z humusu, skonsumowali deser. Docierając dwiema łyżeczkami do smakowitej gałki loda spoczywającej na dnie pucharu, odkryli w sobie ten rodzaj predestynacji, właściwy osobą wyróżnionym przez los.

On rozsądny, ona taka konkretna – klasycznie rozegrali regulacje rachunku. Ona poprawiła makijaż, on wyciągnął portfel.

Dumni z wdzięczności jaką okazali obsłudze, wyszli w lepszym samopoczuciu na mocne espresso  w kawiarni z klimatem.

Królowie życia z niewysłanej pocztówki z Kazimierza.

Tomasz Marut

P.S. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest niezamierzone i przypadkowe.