Sanatorium i park, stare drzewa oraz starzy ludzie. Atmosfera pozornej elegancji i faktycznych schorzeń, a wszystko w oprawie monumentalnych murów, czegoś na kształt dworu. Świat odległy jak widok lądu przez lunetę, gdy jej okular przystawiam niewłaściwą stroną. Przyglądałem mu się z perspektyw trzepaka – to było miejsce mojego wzrastania, ośrodek kultury i centrum rozrywki zarazem.

W Kochcicach spędzałem wakacje. Świnki, kurki, kwaśne mleko i babciny uśmiech były podstawą moich najgłębszych przeżyć egzystencjalnych. Używaliśmy takich słów jak pajda chleba, czerpak, gumiaki oraz gnojownik. Marzyłem o innym świecie, ale z umiarem. Nic ponad Coca-cole, czy banana, kiwi może. Całej mojej dyskrecji i delikatności wyobrażeń kłam zadało jedno zdarzenie – projekcja amerykańskiego-filmu. Wieść o nim niosła się głośno i szybko w wiejskiej gwarze. Amerykański film każdy chciał zobaczyć. Nie wiem, jak przekonałem Babcie, ani nie wiem, jak zdobyła bilet, który był przepustką nie tyle do innego świata, ale do nowych kategorii jego przeżywania. Z rozpalanym rumieńcem, wątły jak kukiełka pośród ogromnych murów sanatorium, w otoczeniu elit legitymujących się zapachem dusznych perfum, w jeszcze duszniejsze popołudnie letniej premiery, zasiadłem w fotelu, by obejrzeć film, z którego ani jednego słowa nie zrozumiałem.

Obraz był jedyną siłą przekazu, który przyjąłem w całości.  Mój wewnętrzny głos był lektorem projekcji. Jako sześcioletni chłopiec dialogi sam w głowie układałem. „Labirynt” oraz David Bowie. Po raz pierwszy widziałem brokat, mężczyznę w makijażu, dziewczynę która wprost z ekranu patrzyła w moje oczy. Bale, zwierciadła, świat baśni i przygody, schody piętrzące się do dołu. Fantastyczna historia i głębokie dekolty – chyba się rozgorączkowałem. Dźwięki elektronicznej muzyki niosły mnie przez park jeszcze długo po obejrzeniu filmu. Byłem jak w transie, z którego nie mogłem się wyprowadzić. Zawsze w takich momentach pojawia się zwrot akcji. Martwe pisklę to deux ex machina tej historii. Kiedy spadło przede mnie z drzewa, wystraszyłam się i uciekłem z domu. Do dziś uciekam z tego parku, rozgorączkowany spektakularnością filmu, który wówczas obejrzałem.

Wasz Tomasz Marut