Oburza mnie! Oburza mnie już wszystko:  język kampanii Donalda Trumpa, jego fryzura, fryzura jego byłej żony Ivany, oburza mnie naiwność wyborców, oburza mnie przeszłość i przyszłość ostatnich dziejów socjo-społecznych (jeśli takowych nie ma, to właśnie je ustalam, bo już mnie bardzo zirytowały). Oburza mnie niepraktyczny charakter naszych czasów, oburza mnie absolutnie wszystko i mam ochotę zacząć od tej pory pisać caps lock’iem. Moje oburzenie nie ma wymiaru politycznego, tylko moralny, plus ciut estetyczny.

Oswajam się z tym amerykańskim przesytem, brakiem granic i umiaru, z tym, że jak po jednej stronie jest nadmiar, to po drugiej jest skromność wpisująca się w kategorie masowego zjawiska, że wszystko jest big, double, max, free refill, and so on, że jak złoto to pozłacane, jak honor, ta taki, który każe im flagę zwijać na noc, że jak niechęć, to ręki nie wyjmą z kieszeni, żeby coś zmienić, tylko zagłosują na tego nadzianego pluszaka z przerośniętą niby-grzywką. (Bożkowie fryzur, jakże ten Trump się fatalnie czesze!).

Wszystkim nam powinno się, moim zdaniem, zapalić czerwone światełko. Sytuacja złości na dotychczasowy porządek polityczny, potrzeba odreagowania, sprawia, że jak w ogień idziemy za liderami, którzy na wskroś nie identyfikują się z utartymi hasłami, czy ustalonymi metodami rządzenia. W skrytości, bądź jawnie, optujemy za takimi przedstawicielami zmęczonej obietnicami masy obywatelskiej, jak Kukiz czy Scyzoryk. Mimo opresyjności cech, którymi epatują pretendujący do władzy, mimo skrajności reprezentowanych poglądów pielęgnowanych gdzieś na peryferiach przyzwoitości, wciąż podsycamy (my jako elektorat) ich słupki popularności. Czemu? Może to wiara, że skoro nie są po stronie rządzących (przynajmniej ich język, sposób bycia, nieszczęsne fryzury, nie identyfikują ich z oswojonym wizerunkiem władzy), to są z nami i w końcu dla nas. Może tak bardzo jesteśmy znudzeni tą powtarzalnością zjawisk powracająca wraz z kolejnymi wyborami, że w końcu wybieramy postaci najbardziej jaskrawe? Jakiś mechanizm musi tłumaczyć tak niefortunne wybory. I tak, jak my Polacy zaufaliśmy „dobrej zmianie”, tak za oceanem chcą uwierzyć, że ktoś „znów uczyni Amerykę wielką”.

photo credit www.cagle.com/Ja mówię NIE, wyrażam sprzeciw na zastałą rzeczywistość, na lansowane wartości, propagowane metody. To nie jest tak, że jedyną odpowiedzią na oportunizm, jest arogancja opozycji, że słabe, trzeba zastąpić wulgarnym, że na wielość i masowość problemów tylko faszystowskie metody działają. Nie ufam ludziom o takim rodowodzie moralnym plus nie ufam ludziom, którzy robią sobie coś dziwnego na głowie z włosów (w dalszym ciągu mówię o Trumpie, nie o Hitlerze).

Sami widzicie, że to wszystko układa się co  najmniej niestosownie. Rozważ, rozważcie (tu mówią do Amerykanów), czy naprawdę jest u Was tak źle jak u nas, czy naprawdę chcecie postawić na człowieka,  którego wartości przeliczone są na pieniądze, czy naprawdę dacie się zwieść emanacji powierzchowności? Spójrzcie na nas! Miało być lepiej, a jest dupa.

Wasz Tomasz Marut