Piszę o Robercie Lewandowskim. Kolekcja jego sportowych sukcesów, pasja i zaangażowanie składają się na pozytywny obraz jego osoby. Śnieżnobiały uśmiech, nienaganna aparycja  i sportowa postawa godna naśladowania. Futbolista z puszki, duma narodowa, idol na miarę ideału.

Gra w piłkę przysporzyła mu sławy, której zasadności nie chciałbym podważać. Wszak mało kto staje się wybitnym z przypadku. Zwyczajem każdego celebryty, również pan Lewandowski zaczął urządzać swoją emeryturę na Malediwach użyczając swojego wizerunku markom niemalże wszystkim. Wciąż jednak rozbrzmiewał w tym etos sportowca. Postaci o tyle ciekawej, że konsekwentnej w swym wyborze i działaniu, a w rezultacie – jak bohater każdej pięknej opowieści – odnoszący faktyczne, nie tylko medialne, sukcesy. Byłem gotów wpisać go w panteon osobistych świętych i postawić jego figurkę obok Korzeniowskiego i Kuśnierewicza.

Niemniej teraz muszę go przestawić na półkę ze św. Mikołajem – tego z Coca-Coli. Wszak stał się bardziej ich maskotką i gdzieś po drodze stracił nimb, który sam mu nadałem.

Były lata w Polsce, kiedy Coca-cola była archetypem rzeczy pożądanych. Hasło reklamowe Agnieszki Osieckiej jednoznacznie stwierdzało „Coca-cola to jest to.” I była „tym”. Ideologicznie podejrzana, nawet wroga, a przez to jeszcze bardzie kusząca stała się odpowiedzią na propagandę czasów. (Swoją drogą to niesamowite, że Coca-Cola i Pepsi były osiągalne na polskim rynku.) Hasło stało się sloganem, jeszcze bardziej popularnym niż to Wańkowiczowskiego lidera „cukier krzepi.” Polska reklama nabierała lekkości, treść ciążyła jednak banałem.

Akcentowane na końcu „to” zawsze mnie zastanawiało- czyli co? Wiem, że jest to pytanie z gatunku tych o pochodzenie świata. No bo kto zna skład Coca-Coli ? I czy nie jest to przypadkiem stonka w płynie? Żart.

Rozumiecie jednak, że nie jest mi łatwo. Już wszyscy wyrośliśmy z gum Turbo i Kaczorów Donaldów. Już umiemy rozeznać, czy coś jest dobre, czy tylko popularne.

Udział Roberta Lewandowskiego w reklamie koncernu Coca-Coli odbieram bardzo osobiście: jako zdradę. Jeśli nie jego, to moich wartości. Zapytam jak prawdziwy pedagog: jaki wzór daje Lewandowski tym najmłodszym dzieciakom i młodzieży?

Czy na Coca-Coli mamy budować swoją motywację do wzrastania w dobrym ? Czy tylko zysk napędza decyzyjność i czy przyzwoitość ma jeszcze wartość?

Ponadto ta tkliwa opowieść o najpiękniejszym małżeństwie Lewandowskich, w którym to żona Anna, ukierunkowana prozdrowotne i tak ekologicznie postępowa, jest doradcą …żywieniowym. Czy nie czujecie się nabijani w butelkę? Czy tylko ja oburzam się na tak skonstruowaną rzeczywistość?

Panie Lewandowski, nie błyskiem w oku, ale całym bagażem doświadczeń popiera Pan ów napój. To osobowością promuje Pan Coca-Cole ( i swój portfel).  Mój sprzeciw burzy się i pieni. Świętemu Mikołajowi wybaczyłem. Wszak wciąż roznosi dzieciom prezenty. Ale Pan oszukuje je – tak, jak oszukał moją dziecięcą ufność w słuszność pewnych porządków rzeczy.

Wasz Tomasz Marut