Kiedy myślę o ostatnim roku, nie mam słów na jego opisanie. Ale bardzo chce się podzielić jedną piosenką, której treść ma dla mnie esencjonalne znaczenie. Zamknijcie oczy i posłuchajcie tego tekstu.
Trudno czynić podsumowania w czasach kiedy autorytet swój podliczamy na podstawie ilości wykupionych miejsc postojowych. Wertykalnie usposobieni, chcemy wciąż więcej, ale tylko w przerażająco ubogim schemacie ambicji. Triatlony, bonusy w postaci auta i mieszkania w dobrej dzielnicy, lunche-branche, koncerty i wakacje – myślimy, że realizujemy swoje cele. Wszyscy? Jednomyślnie? Nie jest wolnością wybieranie spośród tego co dane jest nam do wyboru – tak sądzę przynajmniej. Sądzę też, że jesteśmy sparaliżowani trendem gromadzenia.
Horyzontalne spojrzenie na życie pomogłoby nam objąć wzrokiem tych co są obok. Nie po to, aby nagle przybrać misjonarską postawę, tylko dla tej zwykłej symbiotycznej miłości. Znamy ją wszyscy. I założę się, że każdemu serce rośnie na wspomnienie wizyty u babci, u rodziców. Niewymuszone szczęście, niedocenione szczęście – jak łyk herbaty w tym wytęsknionym towarzystwie.
Takiego szczęścia Wam życzę
Tomasz Marut