… to stylizacja mowy!

Obserwacja bez oceniania uznawana jest za zdolność, którą wprawdzie można wypracować, najpierw jednak należy sobie uświadomić, że taki stan może być przydatny. Jak psy Pawłowa ślinę, wypluwamy z siebie opinie i komentarze robiąc to nijako bezwarunkowo. Nie przychodzi nam do głowy, że przywilej wypowiedzenia zdania „ja myślę” nabywa się dopiero po próbie zrozumienia, co myśli inny; często wielki inny. Tak jak nasz emocjonalność spontaniczna i zuchwała wymaga dyscypliny poprzez edukacje, rozpoznanie przyczyny, skutku oraz konsekwencji decyzji, które podjęliśmy w furii, tak inwolucyjną konieczność wypowiedzi warto by poprzedzić intelektualnym wysiłkiem. Słowo ma swoją sprawczą siłę fiat. Czujemy to stając wobec krytyki niezbyt konstruktywnie sformułowanej, wobec roszczeń i wszystkich kompleksów, które ktoś na nas przelewa mową krzykliwą, czy opresyjną. Gdybym był tyle warty, co komentarze kierowane w moją stronę, musiałbym poddać się anihilacji / piękne słowo przyznacie. Zaczerpnięte z Solaris Lema. Polecam./

Czy zdajemy sobie sprawę jakie skutki czyni nasza mowa? Lub – pytając życzeniowo – jakie pożytki przynosi. Nie nawołuje do dentystycznych poprawek. Nie wzywam Was do wyrywani jadowych zębów. Sam karmie uszy sarkazmem, sam sarkazm pochwalam, rozwijam i krzewie sukcesywnie. (Sarkazm ujarzmia rządzę zgładzenia tych, którzy stracili poważnie w moich oczach.)

Ale jak być kpicielem to stoickim. Nie ranić, nie prowokować, nie jątrzyć. W razie trudności proponuje zastosować taktykę milczenia – żeby nie żałować słów wypowiedzianych tendencyjnie. W milczeniu sczytać swoje myśli i przeredagować na trwalszy i uprzejmiejszy komponent zmiany.

Ludzie mogą zapomnieć co od ciebie dostali, zapomną co zrobiłeś dla nich, ale nie zapomną jak się dzięki tobie czuli.

Make them happy.

Wasz Tomasz Marut