Tomasz Marut
fot. Viru Virginia

Nazwijmy w końcu rzeczy po imieniu: na placu Pigalle najlepsze są nie kasztany, ale burdele, a zakład fryzjerski nabiera znaczenia strategicznego dopiero w czasie wojny. Reszta to wymyślony produkt – jak te kasztany – który pozwala nam trwać w konspiracji.

Zależność pomiędzy sytuacją polityczną kraju, a rzeczywistością salonu fryzjerskiego jest symptomatyczna. To całe kompleksowe podejście do klienta, relaksacyjny masaż głowy, regeneracja struktury włosa, stylizacja fryzury i osobowości, z rozbrzmiewająca w tle klasyczną muzyką, to znak polepszającej się koniunktury. Fryzjer jest na usługach rozkapryszonego klienta.  Czas wojny i sytuacja realnego zagrożenia stawia przed fryzjerem faktyczne zlecenia. Im bliżej frontu, tym bardziej interesujące. Nasz salon przygotowany jest na taką ewentualność. Daniel ma kask i lufę czołgu(sic!), ja cały arsenał pomysłów, Iwonka wie jak przemycać zaszyfrowane wiadomości w lakierze do włosów. Szkolimy łączniczki, które niebezpiecznym klientom będą namydlać głowy intensywną pianą, wskazując pretendenta do szczególnie szybkiej usługi – krótkie cięcie, najlepiej szubienicą. Gładkie golenie blisko przy skórze z głębszym zacięciem przy gardle, to będzie numer popisowy mojej osoby. Nie myślcie, że wytatuowana brzytwa na mojej ręce jest przypadkowym kaprysem. To symbol służb specjalnych – fryzjerów działających w podziemiu. Mirek i Aga będą robić zapisy na „metamorfozę życia” w salonie, pod jakże zakonspirowaną nazwą Avant-Apres. To nie będzie kawiarniany ruch oporu, ale jednostka specjalna. Mamy kapitał w postaci opiłków złota z pielęgnacyjnych olejków oraz stojaki na odcięte głowy. Jako że jesteśmy prestiżowym salonem, postawimy tutaj głowy państwa – spełnią służebną role na warsztatach fryzjerskich. Pod uniformami będziemy nosić odznaki żołnierskie, ja założę oficerki. Uzbrojony w charyzmę oraz talent do mydlenia oczu, zaprowadzę pokój.

Avant – Apres i już na zawsze Wasz Tomeczek