Co jest gorsze – zagrożenie, czy lęk przed zagrożeniem?
Pytanie kołacze mi w głowie, od czasu gdy jedna z klientek opowiedziała mi historię swojej diagnozy. Pad cień podejrzenia, że po 5 latach ma nawrót choroby nowotworowej. Lekarze nie pewni czym są objawy zaczęli sprawdzać symptomy w kierunku wiadomym. Wizyta, skierowanie, oczekiwanie, badanie, oczekiwanie, wynik. Po dwóch tygodniach pierwszy wynik – badanie się nie udało. Kolejna wizyta, skierowanie, oczekiwanie, badanie, oczekiwane – już minął miesiąc, a ona jeszcze nie wie, czy rak czy nie. Zdaje sobie sprawę, że jest w grupie najwyższego ryzyka, że pewnie rak już ją zjada. Nie może nic zrobić… Nic, bo system jest nieubłagalny. Wie, że jej badania i tak postępują w tempie ekspresowym jak na polskie warunki. Panie w rejestracji gratulują jej, że kolejne badanie będzie miała już za 7 dni – 7 dni w panice, siedem bezsennych nocy, siedem przepłakanych dób, bo przecież drugi raz się nie wygrywa.
Po czterech tygodniach nie wytrzymała. Wzięła niewielką pożyczkę i pojechała do Berlina. W ciągu doby zrobili jej wszystkie badania. To nie rak. Zupełnie inna choroba. Wymaga hospitalizacji.
Czemu Berlin? – pytam. – Bo w Polsce nie robią tych właściwych markerów, a to w zasadzie wyjaśnia wszystko. Czemu nie robią, nie wie. Tak to już wygląda.
Co ją pchnęło do tego? Nie dała rady już mierzyć się ze strachem. Przyrównała swoją sytuacje do tych koszmarów nocnych, w których rządzi absurdalna logika snu. Jesteś w celi, wiesz, że koniec jest bliski, widzisz, że w sali obok dokonują egzekucji, ale czemu tu jesteś skoro nie ma żadnego wyroku.
Powiedziała, że poziom lęku odczłowiecza, że poczucie bycia trybem w systemie, że brak rozmowy z lekarzami o możliwościach i zagrożeniach oraz przechodzenie ze świstkami od sali do sali zabrało jej poczucie, że ma wpływ na cokolwiek, odebrało jej poczucie godność.
Ta historia otwiera oczy – nie żyjemy w najpiękniejszym, ze światów. Nie choroba, ale jej widmo i fakt, że zdana jest na decyzje podyktowane przez system zdrowotny, który działa sam dla siebie, no bo nie dla niej – wykończyły ją psychicznie. Dopiero tam, za tą wciąż, nie widzieć czemu jawiącą się jako raj, granicą odzyskała godność /…to słowo wciąż powracało w jej opowieściach/.
Więc pytam raz jeszcze: co jest gorsze – realne zagrożenie, czy lęk przed zagrożeniem?
Jeśli kobiety, które dziś protestują doświadczają tego samego lęku – lęku przed systemem, który odbiera godność, prawo nie tylko ratowania życia, ale trywialnego spokoju, odbiera zaufanie do lekarza, bo ten jest uwarunkowany „nową etyką”, to nie możemy przejść nad tym, co obecnie postuluje się dla nich, do porządku dziennego.
Stefa Kisielewski powiedział „To że jesteśmy w dupie to jasne, problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”.
Dziękuję dziś kobietom, że nie urządzają się w tym systemie, że nie godzą się na niego i nie uznają fałszywych autorytetów, że już teraz walczą o życie bez lęku, walcząc o prawo do leczenia, prawo do informacji, walcząc o godność człowieka i normalną polską rzeczywistość.
To musi się udać i nie ustępujmy, nie oddajmy swych podstawowych praw – praw do względnie szczęśliwego życia, do spokoju.
Wasz Tomasz Marut
Pięknie napisane. Dziękuję.
Ten strach jest najgorszy – tak nie da się żyć. Nie w cywilizowanych czasach.