Piosenki Zbigniewa Wodeckiego to zbiór wszelkich mądrości. Odpowiedź na każde pytanie.
Jaka jest pora? „Pora na nasze love story.” Gdzie jechać na wczasy? „Chałupy welcome to.” Co zamówić? „Pół whisky, a pół lodu”. Czego się w życiu uczyć? „Nauczmy się żyć obok siebie.” Co cenić? „Nad wszystko uśmiech Twój” Od czego zacząć? „Zacznij od Bacha”. Co się dzieje naprawdę? „Kurtyna opada.” I wreszcie: Gdzie jest moja fortuna? „Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie.”
Zbigniew Wodecki wciąż upaja mnie swoim obłędnym głosem. Inspiruje mnie jego fashion, te glassy na nosie i powabne fale. Na scenie jest jak lew w otoczeniu sawanny. Swobodny, dostojny. Ja wlepiam w niego swoje cielęce oczy, rzucam mu się na pożarcie.
Beyonce wysłała do Polski swojego wizażystę, by przyjrzał się wizerunkowi naszego gwiazdora. Od tej pory na scenie towarzyszą jej wiatraki, które próbują rozwiać jej grzywę na kształt bujnych uczesań Wodeckiego. Marna to imitacja pierwowzoru.
A on jest niewzruszony w swym wizerunku.
Chodzi środkiem chodnika, jakby wciąż kręcono zdjęcia do teledysku. Na pocztę idzie ślepą ulicą (mijam go czasami), by na jej końcu wysłać wiadomość „zrobiłem wszystko, by przekazać ją osobiście – dalej iśc nie mogę. Over.” Po koncercie, w amfiteatrze oklasków, kłania się, pochyla głowę. Potem pochyla czuprynę. To tak, jakby kłaniał się podwójnie, jakby klękał na dwa kolana. Ale nie – on znów się podnosi. Przypina skrzypce do klapy marynarki i słodzi serenady wprost do mego serca.
Wszystko przyjmuje otwarcie. Poleruję buty, czyszczę garnitur i robię hybrydowy manicure szykując się na jego koncert. Będę stał na środku Placu Szczepańskiego, en face sceny, z nożyczkami i grzebieniem w ręku na znak, że …uczesał bym Cię Zbyszek, bo wciąż podziwiam gęstość Twoich włosów. !!!
Bo jeśli w życiu coś mnie frapuje , to jest to jedna myśl: „Jak on pielęgnuje swoje włosy, że wciąż są tak piękne?”
w akcie podziwu
Wasz Tomasz Marut