Ekstrema sprzedają się najlepiej. Mógłbym zacząć i skończyć jednym zdaniem: jestem w szpitalu, w szpitalnej piżmie. Ilość wejść na stronę mogłaby przebić tą skrzętnie wypracowaną Waszą uwagą i śledzeniem moich wpisów. Rozumiecie jednak, że piszę, kiedy tylko znajdę sposobność, a nie dla statystyk.
Czasem mam w głowie myśl skrystalizowaną. Mam wywód ułożony w bystrą refleksje, ale brak mi czasu na jej spisanie. Łudzę się, że to się we mnie gdzieś odłoży i powróci. Najczęściej jednak odchodzi w zapomnienie. Tu, w szpitalu nachodzi mnie lapidarna krystalizacja tych wszystkich uczuć, których jeszcze nie wyraziłem, a które dopadają mnie coraz wyraźniej. Dotyczy to mojej codzienności. Jest ona dość rutynowa, ale nie nudna. Ciasno upchana – trzeba tą kondensacje obowiązków zaznaczyć na wstępie – ale jednak obfita w różności. Pracuje dwanaście godzin dziennie, ćwiczę wieczorami kolejne dwie godziny, na marginesie dnia, mam czas dla ukochanej osoby i dla bliskich. Wydawało mi się to takie dobre, właściwe.
Wiecie jak dumnym można być z siebie, kiedy po pracy nie ma się siły na trening, ale duch rzetelności ciągnie? Oczywiście brak satysfakcji też mi doskwiera. Każde rzemiosło podniesione do skali masowej boryka się z problemem braku twórczości, na rzecz odtwórczości. A to nie syci, temu brak miąższu.
Wieczorami, zapinając ostatni guzik pidżamy czułem się jednak kontent, że i dziś się spisałem. Teraz czuje się jak głupiec. Dałem się nabrać. Myślałem, że to szczęście, a to konstrukt: Tomasz Marut – wzorowy obywatel z puszki. To musi się opłacać. Taki trathlonista z własną firmą, płacący podatki, nie obciążający państwa chorobą, do wycieńczenia sumienny, reprezentatywny i medialny, jak na plakat odbudowy Polski. Sam sobie to zrobiłem, sam zaadoptowałem sobie ten pogląd, że tak trzeba i nawet sam do swojej firmy zdzwoniłem, przepraszając, że nie mogę przyjść bo jestem w szpitalu…
Nie poszedłem do pracy, nie skasowałem biletu, nie naładowałem baterii na bieżni. Kim teraz jestem? Czy dostane tu jakiś suplement mojego życia? Ekwiwalent fryzjera-Maruta w pigułce?
W antologii poezji tamilskiej (czytam jednocześnie z Vougiem) jest takie zdanie Subrahmanii Bharatii „W tym wielkim dramacie życia sami sobie wyznaczamy role. Niechże więc będą wielkie i wspaniałe.”
Pora określić co znaczy wielkie i wspaniałe.
Wasz Tomasz Marut